piątek, 2 maja 2014

2. Kawa

Fajna była. Ładna, no i przede wszystkim nieuległa. A to duży plus. Chociaż z drugiej strony szkoda, że nie dała mu się zaprosić na tę kawę.
Że też debil musiał podziwiać widoki, kiedy przed sobą miał taki widok.
Z drugiej strony nie mógł się oprzeć wrażeniu, że i tak nie umówiłaby się z nim na tę kawę - nawet gdyby w nią nie wjechał. A tak to przynajmniej sobie na nią popatrzył z bliska. Dobre i to.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - z zamyślenia wyrwał go głos Ireen. - Zbieraj się, pięknisiu, bo ja już muszę lecieć na tor. No chyba że zostajesz.
- Nie no, idę z tobą.
- O Boże, jaki entuzjazm. Mów, o czym tak rozmyślasz. A raczej - o kim.
- Czy ja muszę rozmyślać o kimś?
- Tak.
- Tak?
- Tak. Są dwie kategorie, o jakich ty możesz rozmyślać. Albo zwycięstwo, albo jakaś laska. Z tym, że w pierwszym wypadku raczej nie uśmiechasz się tak głupawo, jak teraz.
- Dzięki za wnikliwą analizę.
- Zawsze do usług.
Od kiedy tylko poznał Ireen, zawsze czytała w nim jak w otwartej księdze. Co prawda specjalnie mu to nie przeszkadzało, ale z drugiej strony ta ich relacja musiała wyglądać dla osób postronnych dość specyficznie. No cóż, miał to totalnie w dupie.

To był jakiś palant. Zdecydowanie. Co mu się wydawało, że pępkiem świata jest? Niechby się najpierw porządnie jeździć na rowerze nauczył.
I jeszcze się jej Astrid czepiała. No Boże drogi, skąd miała wiedzieć, że to jakaś tam holenderska gwiazda panczenów chce się z nią na kawę umówić? A zresztą - co za różnica. Buc i tyle. Impertynent. I na dodatek do niej mrugnął na koniec. Niechże nie mruga, bo mu jeszcze tak zostanie.
I dlatego bardzo dobrze, że dziś były zawody kobiet. Już ją Astrid przeszkoliła, co i jak, kto się liczy i że wygra jakaś tam Ireen Wust, ich gwiazda największa. Bardzo ciekawa teoria to zresztą była. Bo okej, można kogoś stawiać w roli faworyta, ale wieszać mu na sto procent złoto na szyi jeszcze przed rozpoczęciem zawodów? To już zdecydowanie inna bajka. No cóż, najwyraźniej można i tak.

Tak po prostu musiało być. Jak ktoś jest najlepszy to wygrywa, prawda? A Ireen właśnie była najlepsza.
- Mówiłem ci, no mówiłem! - Koen darł się jak opętany. - Juuuu-huuu!!!
- Jesteś nienormalny - śmiał się Sven.
No bo jasne, było pięknie, Ireen była fantastyczna, atmosfera na torze cudowna, ale Boże drogi, czy i tak nie było już wystarczająco głośno? Jeszcze się Verweij musiał drzeć?
- Chodź! No chodź! Jedzie do nas, no chodź!!! - krzyczał tymczasem Koen, obrócony w jakiejś dziwnej, wręcz nieprawdopodobnej pozie, równocześnie biegnący do Wust. Nim Sven zdążył go ostrzec, staranował jakąś brunetkę, niosącą kosz z czyimiś rzeczami. Nie wyglądała na zachwyconą.

Czy ona miała na czole tabliczkę z napisem przewróć mnie, głupi patafianie? Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że po raz drugi w ciągu kilkunastu godzin leżała na ziemi dzięki jakiemuś idiocie?
Ledwie zaczął coś jej tłumaczyć i przepraszać ją, lecz zaraz umilkł. A gdy się podniosła - wcięło i ją.
Ten sam. Ten sam co wczoraj blond picuś glancuś. Co to do cholery miało być?
Stał przed nią i gapił się co najwyżej mało inteligentnie. Zmroziła go więc spojrzeniem i schyliła się, by pozbierać rozrzucone przez niego rzeczy.
- To jak będzie z tą kawą?
Odblokowało go wreszcie najwidoczniej. Ale ona nie miała zamiaru odpowiadać. Przykucnął przy niej, wkładając te wszystkie dresy i inne takie do kosza.
- Ja naprawdę nie chciałem - zaczął raz jeszcze. - Ale skoro znów na siebie wpadamy, to chyba to musi być przeznaczenie.
- Gwoli ścisłości - ja na nikogo nie wpadam - odezwała się w końcu.
Bo co on sobie wyobrażał? Że ona na niego leci czy jak? Miała ochotę naprawdę zdrowo mu nawymyślać. Ale oczywiście nic już więcej nie powiedziała. Bo i po co? Czy to by coś zmieniło? Jemu najwyraźniej i tak się wydawało, że jest cudowny i fantastyczny. Cały czas strzelał oczami i uśmiechał się - w założeniu zapewne zalotnie czy jakoś tak, a w rzeczywistości - zupełnie idiotycznie. Szczękościsku chyba dostał.
- No więc dobrze, tym bardziej muszę się zrehabilitować.
Tak... Nie dość, że był irytujący, to jeszcze upierdliwy.
- Przepraszam, jestem w pracy - rzuciła na zakończenie, chwyciła kosz z rzeczami i ruszyła je wręczyć jakiejś oczekującej na nie łyżwiarce.

Czy on do cholery coś robił nie tak? No zapewne. Zaczynał znajomość z dziewczyną od dwukrotnego jej znokautowania. Po prostu bomba. Podryw pierwsza klasa. Powalające wejście.
Ale cóż jej szkodziła jedna mała kawa? Niechby nawet cappuccino. Albo latte.
Ze śmiechem na szyję rzuciła mu się Ireen. Już prawie o niej zapomniał. No bo kurde, to wszystko przez tę dziewczynę. Jeszcze pięć minut temu darł się z radości i był w pełni usatysfakcjonowany rozwojem wypadków. Potem ją przewrócił. Jaki idiota.
A ona go totalnie olewała! Coś takiego.
- To jak, panowie, małe piwko?
No właśnie. Ireen obiecała. A jak coś obiecała, to słowa zawsze dotrzymywała. Piwko. A w barze będzie mnóstwo świetnych lasek.

- Znowu mnie przewrócił ten twój gwiazdor - Ewa poinformowała Astrid, gdy siedziały wieczorem w ich pokoju, w hoteliku dla wolontariuszy.
- Koen?!
- Zwał jak zwał.
- Nie!
- Tak.
- Gdzie?
- W Adler-Arenie, po zakończeniu zawodów.
- O matko! I co?
- Zaproponował mi kawę.
- I - ?
- Odmówiłam oczywiście.
- Czyś ty zwariowała?
Po tym, jakże miłym, zarzucie ruszyła lawina kolejnych plus wymienianie zalet tego całego Verweija. Do czego to doszło - w międzyczasie, zupełnie wbrew sobie nauczyła się nazwiska człowieka, którego miała kompletnie w dupie. I to holenderskiego nazwiska! Człowiek to sam nawet nie wie, jaki jest zdolny.
- Astrid, proszę cię. Zamknijmy ten temat. Jeśli ci tak zależy, to naprawdę możesz na niego napaść albo włamać mu się do pokoju, przywiązać do łóżka i wykorzystać. W jakikolwiek tylko chcesz sposób.
- Oj, już nie kuś, bo mnie w końcu przekonasz - roześmiała się Holenderka. - Dobra, która jest godzina? - spojrzała na zegarek. - Po ósmej. Słuchaj, wyskoczymy na jakieś piwko? 
- Proszę cię...
- No chodź, musisz się rozerwać, kochana.
- Nie lubię piwa.
- Może być drink.
- Nie lu... no dobra, lubię.
- To widzisz. Idziemy.
- Muszę?
- Musisz.

W tym barze było zdecydowanie za dużo ludzi. I większość z nich raczej nie poprzestała na jednym piwie. Po co ona się godziła? Trzeba było siedzieć na dupie i oglądać telewizję. Nie dla niej rozrywki typu latanie po klubach, barach czy innych podejrzanych miejscach. Za to Astrid - ha, ona się tu czuła jak ryba w wodzie. Już flirtowała z barmanem, już strzelała oczami, już się z nim prawie umówiła do kina... Jak ona to robiła? Ewa dawno już zatraciła tę umiejętność. Po prostu już nie chciała tego umieć. Było lepiej bez świrowania, zakochiwania, a potem okropnego rozczarowania i cierpienia przez kolejne pół roku. Zdecydowanie lepiej.
Siedziała więc nad tym drinkiem i z chwili na chwilę jeszcze bardziej żałowała, że tam przyszła. Spojrzała na wyświetlacz. No tak, już prawie dziesiąta. Pora wracać. Chwyciła torebkę, wstała i odwróciła się.
I stanęła oko w oko z tym samym człowiekiem, którego wcale nie miała ochoty oglądać, a który od dwóch dni chyba bardzo miał ochotę oglądać ją. I na dodatek teraz dzierżył w dłoni pełen kufel piwa. Dziesięć centymetrów dalej i ten kufel wylądowałby na niej.
- No, koleżanko, chyba ta kawa jest nam sądzona. Ewentualnie piwo. 
Uch, czy każde wypowiedziane przez niego słowo musiało ją irytować? Nie szukała nowych znajomości, naprawdę. A już na pewno nie z mężczyznami. Żadnymi. Tym bardziej takimi, którzy wyglądali jak Brad Pitt w roli Achillesa. 
- Masz szczęście, że go na mnie nie wylałeś.
Koniec rozmowy. Wyminęła go i wyszła na zewnątrz. Dopiero po drodze puściła Astrid sms-a, żeby wiedziała, co i jak. Natomiast sama położyła się spać zaraz po powrocie. Miała zdecydowanie dość tego dnia.
__________

Zwiększyłam zawartość zakładki z bohaterami - tak orientacyjnie dla Was :)


16 komentarzy:

  1. Ewa, to się nazywa pech. Podczas kilku dni Koen dwa razy ją staranował, a do tego spotkała go w klubie.. a na tą kawę i tak się nie zgodziła. Verweij, musisz się jeszcze sporo namęczyć! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I raczej na pewno prędko się nie zgodzi. O ile w ogóle.

      Usuń
  2. wiesz, miałam zamiar pozachwycać się gifem, a dopiero później, jak dojdę do siebie, to wpaść znowu i coś w miarę sensownego napisać, ale szybko doszłam do wniosku, że jednak prędko to bym nie wróciła, więc piszę od razu, zachwycając się tym pięknym gifem i bez najmniejszego sensu (hmm rozumiesz coś z tego?) XD
    a wracając do rozdziału. Koena do Ewki ciągnie, Ewkę do Koena niespecjalnie. A szkoda. No ale nie ma co przesadzać, kto wie, co wydarzy się za kilka rozdziałów? ;) W każdym razie, pan Holender będzie musiał się mocno napracować, by przekonać do siebie Polkę. Może na początek niech przestanie na nią wpadać, później powinno być nieco łatwiej. Ja mam nadzieję, że Ireen nie będzie darzyła Koena żadnym głębszym uczuciem, bo jeżeli tak, to raczej nie będzie za ciekawie.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj słońce, pewnie, że rozumiem. zresztą sama jestem pod wpływem gifu ;P
      co do Ireen - to... a zresztą nie, nic nie powiem :D

      Usuń
    2. ej, no! powiedz! :D

      Usuń
    3. przyjdzie na to czas ;)

      Usuń
  3. Jak pech to pech…Ewa po raz kolejny została staranowana przez Verweij. Hahah, a do tego spotkała go w klubie. Ta dziewczyna chyba jest skazana na Koena. :) Chłopczyna będzie się jeszcze musiał sporo namęczyć, żeby zdobyć zaufanie Ewy. :)
    Czekam na następny :* Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. 'Szczękościsku chyba dostał" i "Powalające wejście" te zdania umieszczone w tekście - you made my day <3
    Dziewczyna dobra jest :D Lubię ją, bo nie leci ot tak na jakiegoś tam "wspaniałego sportowca". I chyba ta naturalność w akcji, zachowaniach i kreacji postaci mnie urzeka <3

    [Okej, przy komentarzach pod twoimi opowiadaniami używam, zdecydowanie, za dużo serduszek. Ups. XD]

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ją lubisz i cieszę się z serduszek ;) <3

      Usuń
  5. "Ten sam. Ten sam co wczoraj blond picuś glancuś" i ,,Cały czas strzelał oczami i uśmiechał się - w założeniu zapewne zalotnie czy jakoś tak, a w rzeczywistości - zupełnie idiotycznie."Szczękościsku chyba dostał." rozwaliło mnie totalnie:-)
    Kocham Twoje opowiadanie, a gif no cóż jak przedtem nie lubiłam Koena, tak teraz hm patrzę łaskawym okiem:-)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Natalia:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, ta ich znajomość nie zaczyna się ze zbytnio dobrej strony. Ale myślę, że Koen tak łatwo się nie podda i w jakimś stopniu dopnie swego.
    A co do Ireen... no ja mam nadzieję, że nie wymyśliłyśmy tego samego XD
    Pozdrawiam :)
    PS wróciłam na swojego Koena - usmiechaj--sie.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jejku, już się boję :D chociaż wydaje mi się, że nasze główki pracują na jakiejś wspólnej częstotliwości to chyba jednak tego samego nie wymyśliłyśmy. U mnie może być trochę zaskakująco, ale nie jakoś specjalnie spektakularnie ;*

      Usuń
  7. No to ja się wybiję i powiem, że gif mnie wcale nie rusza. W przeciwieństwie do rozdziału, bo ten był po prostu rewelacyjny.
    Jeśli po poprzednim rozdziale sądziłyśmy, że Koen gorszego 'wejścia' mieć już nie może i bardziej zniechęcić do siebie Ewę będzie mu trudno, to w tym rozdziale zdecydowanie się przekonujemy, że Koen potrafi. Oj potrafi! Trzeba chłopakowi przyznać, że o gorszy początek znajomości to nieco ciężko. Ok, niech mu będzie, apogeum osiągnąłby chyba w momencie wylania na Ewę tego piwa. Tak to choć troszeczkę się broni.
    No i wiem, że to dopiero początek, więc moje wnioski są nieco dalece idące, ale wydawać by się mogło, że te ich dwa światy - Ewy i Koena - powinny się do siebie zbliżać, a tymczasem ewidentnie z każdym spotkaniem one się koncertowo rozjeżdżają. Ewa się złości, zamyka w sobie i zmyka z imprezy, Koen tymczasem najwyraźniej cieszy się z tych ich 'wpadek' na siebie, uważa za zabawne - no w końcu to nie on obrywa, tylko ona - i i w ogóle jest tak niezwykle pozytywnie do wszystkiego nastawiony. Poza tym z komentarzy Ireen jasno wynika, że on kobiety lubi, oj lubi, ale niekoniecznie traktuje zbyt poważnie. No i on z każdym spotkaniem nakręca się na Ewę coraz bardziej, a Ewa coraz bardziej go nie lubi. Oj uwielbiam te ich zgrzyty.
    No i kocham te złośliwe docinki Ewy w myślach. Ma coś w sobie z Marzenki, taki cięty wewnętrzny język - 'Ten sam. Ten sam co wczoraj blond picuś glancuś.' - leże normalnie, ale i tak wygrała tym następnym stwierdzeniem: 'Stał przed nią i gapił się co najwyżej mało inteligentnie.' Haha, wyobraziłam sobie to i turlam się ze śmiechu. Uwielbiam ją po prostu. Oj picuś glancuś łatwo z nią mieć nie będzie. Taka babska wredota z niej jest, ale ja uwielbiam takie babskie wredowty.
    'Tak... Nie dość, że był irytujący, to jeszcze upierdliwy.' - Ale tutaj się muszę z nią całkowicie zgodzić. No serio, Koen, upierdliwiec z ciebie, ale dobrze, walcz o fajną dziewczynę, ty zgarniesz w końcu główną wygraną, a my przez ten czas będziemy mieć niezły ubaw.
    Jak w następnym rozdziale on ją znów znokautuje jakoś to naprawdę obwiążemy go folią bąbelkową, żeby nie stanowił zagrożenia dla biednej dziewczyny. Chociaż ona bardziej cierpi od uderzania w podłoże niż w niego, ale co tam. W bąbelkach będzie zabawniej wyglądał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabiłaś mnie tą folią bąbelkową! Masz rację, przydałaby się. Nie wiem, komu bardziej.
      Co do ciętego języka - to ja tam nie wiem, po prostu chyba daję każdej mojej bohaterce malutką cząstkę siebie - no i to chyba jest właśnie to :P Ale drugiej Marzenki nie było, nie ma i nie będzie :D

      Usuń